Dlaczego zrobiłam ten pierwszy krok…

Niesamowite, ile można dokonać zmian i że życie zaczyna się właśnie od nich. Gdyby nie chęć zmiany – nic by się nie zadziało. Ja żyłabym dalej w tej swojej dziurze, która mnie nie tylko trzymała i ssała ze mnie siły, ale po prostu zabijała mnie od środka, od tego mojego cudownego wnętrza jaki ma każdy z nas w sobie, Światła. Każda istota jest pierwotnie światłem. Każda . Czasem się w życiu tak pogubimy, że po prostu zaczynamy gasnąć jakbyśmy nakrywali płomień świecy szklanką. Aż w końcu z braku dostępu powietrza przestaje się palić. Ale zawsze zostaje ta iskra, ten płomyk, ten żar, który wystarczy wzniecić czasem podmuchem chęci woli walki o siebie. I wtedy się powoli odradzamy, jak ten Feniks, właśnie z popiołów.

Dlaczego? Te pytania krążą mi w głowie wiele lat. Jednak to moje dlaczego jest inne Teraz a inne BYŁO kiedyś. Wcześniej zastanawiałam się, na przykład dlaczego akurat ja jestem w takiej sytuacji czy dlaczego w mojej rodzinie coś się dzieje. Potem dlaczego przeszło zmianę i zmieniło się na pytanie z jakiego powodu tak się dzieje, aby dojść do tego głębokiego – dlaczego. Tego, co w sercu pyta i czeka w ciszy na odpowiedź. Tego dlaczego, które wołaniem mojej Głębi mi odpowiada a ja już teraz rozpoznam – o co w tym tak naprawdę chodzi.

Trzy lata temu postanowiłam zrobić krok ku mojemu poczuciu własnej wartości, zaczęłam marzyć o lepszym i spokojnym życiu dla mnie i mojej rodziny. Zainteresowałam się rozwojem osobistym i wewnętrznym.

To był moment kiedy zrozumiałam, że kompletnie nie wierzę w siebie. Cały czas szukałam swojej drogi, bo czułam ciągły niedosyt, brak. Czułam, że mam coś do zrobienia, ale kompletnie nie wiedziałam co, jak, gdzie, kiedy.

W pierwsze dni maja 2020 roku podczas przeglądania Facebooka znalazłam certyfikowaną soul coach, która opowiadała o tym jak medytować. W tamtym momencie leżałam w łóżku z zapaleniem płuc. Stwierdziłam, że spróbuję tej medytacji skoro ciągle czuję w sobie ogromne napięcie. Był to bowiem dla mnie czas pełny obowiązków, stresu w pracy, nie mogłam zajść już 5 lat w upragnioną ciążę. Czułam bezradność i zmęczenie wynikające z ciągłej walki o zdrowie i życie jednej z moich córek na zaburzenia odżywiania. Co miesiąc chorowałam, pogłębiały się moje problemy ze zdrowiem. Lekarka stwierdziła u mnie początki depresji, więc pomyślałam – a co tam, a może akurat ta medytacja jakoś mi pomoże. I okazało się, że to było dla mnie głębokie przeżycie. Do dzisiaj pamiętam tę medytację i co się podczas niej działo. Gdy ją zakończyliśmy rozpłakałam się. Nie! Ja wyłam w głos i błagałam Boga, żeby coś zrobił z moim życiem, bo już nie wytrzymuję. I co się stało? Nie doczekałam się kolejnej miesiączki, bo zaszłam w ciążę. Wszystko zaczęło się układać. Przestałam chorować. Uspokoiłam się. Przeszła depresja, zszedł stres w pracy a stan mojej córki stabilizował się, bo po prostu podjęłam tą decyzję, że zrobię coś w końcu dla siebie. Chcę zmiany. I tak serce zawołało mnie by jechać na drugi koniec Polski, aby zdobyć kolejne, ale całkiem nowe doświadczenie – w marcu 2021roku zostałam certyfikowanym praktykiem Soul Coachingu®. Potem moja podróż w głąb siebie dała mi dalsze odpowiedzi, udało mi się wygrać z własnymi lękami oraz poczuć, że kocham siebie taką, jaką jestem i nie muszę nikomu nic udowadniać. Dokonały się w moim życiu zmiany na każdym poziomie funkcjonowania. Zaczynając od stosunku do samej siebie, poprzez naprawienie relacji z bliskimi, po zmiany w żywieniu, zajmowaniu się domem, wychowaniem dzieci, zdrowiem.

Wszystko się zmienia. Ciągła zmiana dzieje się w każdym z nas. Tak słabo czasem dostrzegalna, gdy żyje się w biegu. Oj, jak ja cenię możliwość zwolnienia, możliwość bycia bliżej tego wolniejszego tempa, bliżej ciszy, siebie. Odkrywam praktycznie na nowo siebie. Czuję potrzebę dotykania tego, czego wcześniej robić nie chciałam. Pragnę robić coś, co wcześniej w ogóle mnie nie interesowało lub po prostu bałam się,  że nie dam rady czy sobie poradzę. Teraz wiem, tak wiem, że poradzę sobie zawsze i z wszystkim. Sama. Dam radę.

Jeszcze parę lat temu kurczowo trzymałam się męża i dzieci by po prostu być, bo miałam wrażenie , że bez nich ja nie dam sobie rady. Teraz mam tę siłę i moc i wiem, że kocham ich bardzo, ale siebie też. I tak, jak wierzę w ich siłę, że dadzą sobie radę wszędzie, z wszystkim i zawsze – tak i ja mam taką moc.

Czasem czytam lub słucham, że to nieprzyjemne tak sięgać po te negatywne strony. Po co ruszać, zaglądać, odsłaniać. Ale prawda jest taka, że po to dostrzegamy te słabsze strony by zobaczyć jacy tak naprawdę nie jesteśmy. Po to doświadczamy pewne zdarzenia by zrozumieć, gdzie nie iść, czego nie robić, jak zmienić nasze postępowanie czy zachowanie, itd. To zobaczenie siebie od tej drugiej strony, z tej innej perspektywy, bez oceny a z miłością i troską, że naprawdę nie jesteśmy tacy jak te nieświetliste działania, zachowania itd. powoduje , że z perspektywy czasu czuje się ulgę, radość, miłość i zadowolenie, że się spróbowało.

Nawet nie chcę myśleć jak wyglądałoby moje życie, gdyby nie zmiana, czy w ogóle bym była jeszcze tutaj na Ziemi. Jestem wdzięczna sobie i moim duchowym opiekunom, że są. Moim Aniołom, że są. I każdemu kto pojawił się w moim życiu podczas przemiany, by coś mnie nauczyć. Czy bolało? Nie zawsze było miło i łatwo. Były łzy, nieprzespane noce. Dużo się działo, ale było warto, bo teraz jestem coraz bliżej siebie. Bo po prostu JESTEM. I ta wędrówka nadal trwa. Odkrywam swoje dary, talenty i misję, za które jestem wdzięczna w każdej sekundzie mojego życia.

Barbara Borawska